ROZDZIAŁ I
Powoli dochodziła 19.00, już za chwile w drzwiach przez które 10 minut temu wyszli moi rodzice pojawi się ona. Nie wiem jak udało mi się w 10 minut wszystko przygotować, chyba nic nie przeoczyłem.... nie, jest idealnie. Ostatni przegląd w lustrze - wszystko ok, włosy równo ułożone, koszula troszke pognieciona i rozpięty ostatni guzik. Wszystko jest DOBRZE.
Wybiła 19:00, zacząłem się denerwować z oczywistych przyczyn - będziemy sami w domu więc może być niezręcznie, musze się wyluzować i być sobą. Już pięć minut temu powinna być... co jest... ona nigdy się nie spóźnia. Wzorowa uczennica ze 100% frekwencją nienaruszoną od perwszej podstawówki nagle się spóźnia? W sumie każdemu się zdarza, poczekam jeszcze 10 minut.
19:20 nadal cisza, żadnego pukania do drzwi, żadnego dzwonka, żadnego warkotu silnika samochodu, którym miała przyjechać. Coś tu nie gra... zadzwonie do niej.
Ledwo sięgnąłem po telefon, jak na zawołanie, zadzwonił. To ona, bez zastanowienia odebrałem, nie wiedząc czy czuje złość z powodu spóźnienia czy może strach z troski o niej. Zanim zdołałem coś powiedzieć usłyszałem pisk dochodzący z telefonu i krótkie słowo "dom", po czym połączenie zostało zerwane.
Pierwsze co poczułem to paraliż. Kompletny paraliż. Nie mogłem się ruszyć nie wiedząc co to wszystko znaczy. Trwało to może ułamek sekundy i nawet sam nie wiedząc kiedy wybiegłem z domu zabierając po drodze kluczyki z komody i wsiadłem do auta.
10 minut później wjeżdzałem już pod jej dom, nawet nie wiem jak szybko minęło te 10 minut - nadal jestem w szoku i nie mam pojęcia o co tutaj chodzi. Wysiadłem z samochodu i ogarnąłem jej bogaty dom oczami. Wszystko wyglądało normalnie : ogromny dom porównywany w okolice do "białego domu" przez wielkość i ogromne kolumny na potężnym wejsciu do środku. Wydawało mi się że przez okna dostrzegałem lekkie światło, nie wychodzące od żadnych lamp czy żyrandoli. Wbiegłem po marmurowych schodach pod drzwi, zapukałem mocno i czekałem. nic. zapukałem jeszcze raz.nadal nic. Zadzwoniłem - bez skutku, nikt nie otwierał. Nie wiedziałem co robić przecierając czoło od potu kóre jak myśle było spocone ze stresu rozejrzałem się znowu, po prawej stronie zobaczyłem uchylone okno do sypialni jej rodziców. Nie zastanawiałem się nad niczym, po prostu wskoczyłem sprytnie na parapet i wslizgnąłem się przez ochylone okno. Zeskoczyłem na podłoge nie robiąc przy tym hałasu. Sypialnia była pusta, więc wyszedłem z niej na korytarz. To co zobaczyłem było dla mnie lekkim zaskoczeniem: wzdłóz korytarza były poukładane świece jedna za drugą w odstępach ok. metra. Nie myślałem nad niczym poszedłem wzdłóż nich. Korytarz ciągnął się dosyc długo po czym nastąpiły ogromne schody, na których stopniach podobnie były poukładane świece. Powoli wszedłem na górne piętro i rozejrzałem się. Szlak ze świec prowadził do sypialni Nicole, Podszedłem do nich i stanowczym ruchem szarpnąłem za klamke otwierajac drzwi.
Wybiła 19:00, zacząłem się denerwować z oczywistych przyczyn - będziemy sami w domu więc może być niezręcznie, musze się wyluzować i być sobą. Już pięć minut temu powinna być... co jest... ona nigdy się nie spóźnia. Wzorowa uczennica ze 100% frekwencją nienaruszoną od perwszej podstawówki nagle się spóźnia? W sumie każdemu się zdarza, poczekam jeszcze 10 minut.
19:20 nadal cisza, żadnego pukania do drzwi, żadnego dzwonka, żadnego warkotu silnika samochodu, którym miała przyjechać. Coś tu nie gra... zadzwonie do niej.
Ledwo sięgnąłem po telefon, jak na zawołanie, zadzwonił. To ona, bez zastanowienia odebrałem, nie wiedząc czy czuje złość z powodu spóźnienia czy może strach z troski o niej. Zanim zdołałem coś powiedzieć usłyszałem pisk dochodzący z telefonu i krótkie słowo "dom", po czym połączenie zostało zerwane.
Pierwsze co poczułem to paraliż. Kompletny paraliż. Nie mogłem się ruszyć nie wiedząc co to wszystko znaczy. Trwało to może ułamek sekundy i nawet sam nie wiedząc kiedy wybiegłem z domu zabierając po drodze kluczyki z komody i wsiadłem do auta.
10 minut później wjeżdzałem już pod jej dom, nawet nie wiem jak szybko minęło te 10 minut - nadal jestem w szoku i nie mam pojęcia o co tutaj chodzi. Wysiadłem z samochodu i ogarnąłem jej bogaty dom oczami. Wszystko wyglądało normalnie : ogromny dom porównywany w okolice do "białego domu" przez wielkość i ogromne kolumny na potężnym wejsciu do środku. Wydawało mi się że przez okna dostrzegałem lekkie światło, nie wychodzące od żadnych lamp czy żyrandoli. Wbiegłem po marmurowych schodach pod drzwi, zapukałem mocno i czekałem. nic. zapukałem jeszcze raz.nadal nic. Zadzwoniłem - bez skutku, nikt nie otwierał. Nie wiedziałem co robić przecierając czoło od potu kóre jak myśle było spocone ze stresu rozejrzałem się znowu, po prawej stronie zobaczyłem uchylone okno do sypialni jej rodziców. Nie zastanawiałem się nad niczym, po prostu wskoczyłem sprytnie na parapet i wslizgnąłem się przez ochylone okno. Zeskoczyłem na podłoge nie robiąc przy tym hałasu. Sypialnia była pusta, więc wyszedłem z niej na korytarz. To co zobaczyłem było dla mnie lekkim zaskoczeniem: wzdłóz korytarza były poukładane świece jedna za drugą w odstępach ok. metra. Nie myślałem nad niczym poszedłem wzdłóż nich. Korytarz ciągnął się dosyc długo po czym nastąpiły ogromne schody, na których stopniach podobnie były poukładane świece. Powoli wszedłem na górne piętro i rozejrzałem się. Szlak ze świec prowadził do sypialni Nicole, Podszedłem do nich i stanowczym ruchem szarpnąłem za klamke otwierajac drzwi.
omomomom bd ostro hahah <33
OdpowiedzUsuńhttp://hatersmakemefamoussss.blogspot.com/