ROZDZIAŁ 6
- Jak dobrze w końcu wyjść ze szpitala.... - powiedziałem rozwalając się na tylnich siedzeniach auta.
Rodzice odebrali mnie pół godziny temu. Jade teraz z nimi samochodem do kawiarni na moje ulubione lody, w końcu jest cudowna pogoda, taka jaka powinna być w czerwcu. Tak to już czerwiec... za niedługo zakończenie szkoły, nareszcie znowu dwa miesiące wolnego, trzeba będzie wykorzystać ten czas tak jak się powinno, najlepiej z KIMŚ. I znowu to, ciągle sobie o niej przypominam, ale to dobrze, wyszedłem ze szpitala więc teraz będę już musiał z nią pogadać
- JEREMY STÓJ !!! - krzyknęła niespodziewanie mama
Uderzyłem głową w przednie siedzenie gdy tata z piskiem zachamował. Lekko mnie to ogłuszyło ale po chwili podniosłem głowe i spojrzałem co się stało.
- O patrz Ryan, to Nicole.
Wytrzeszczyłem oczy. Przed autem stała jak wryta Nicole patrząc się na mnie przez przednią szybe auta.
Mama otworzyła drzwi i wybiegła do niej. Ja nadal siedziałem i wolałem tego nie zmieniać.
- Nic ci się nie stało kochaniutka? - usłyszałem jak moja mama pyta Nicole
- Nie nic.. to moja wina,... nie spojrzałam się gdy wchodziłam na droge, przepraszam... - odpowiedziała bardzo zszokowanym głosem robiąc krótkie przerwy na pozbieranie myśli pomiędzy każdym słowem
- Może masz ochote iść z nami do kawiarni? Zabieramy Ryan'a na lody po szpitalu.
- Yymmm...- zająkała się - Nie wiem... może kiedy indziej...
- No nie daj się prosić - przeciągała mama - chodź z nami !
- Emm... no dobrze - odpowiedziała dziewczyna odwracając wzrok od Ryan'a na mame i sztucznie uśmiechając się.
Postanowiłem w końcu coś zrobić. Wysiadłem z auta.
- Mamo - powiedziałem - może zmienimy plany? Chciałbym się przejść z Nicole na spacer.
- Ale mieliśmy wspólnie spędzić popołudnie... - zmarkotniała mama
Podszedłem do niej i dałem buziaka w czoło.
- Kocham Was, ale kiedy indziej, naprawde. Chcę spędzić trochę czasu z Nicole.
- Mamo - powiedziałem - może zmienimy plany? Chciałbym się przejść z Nicole na spacer.
- Ale mieliśmy wspólnie spędzić popołudnie... - zmarkotniała mama
Podszedłem do niej i dałem buziaka w czoło.
- Kocham Was, ale kiedy indziej, naprawde. Chcę spędzić trochę czasu z Nicole.
- No dobrze... - powiedziała ruszajac w strone samochodu - no to bawcie się dobrze - wsiadła do samochodu - Jeremy jedziemy do domu.
Ruszyli i po chwili nie było ich już widać. Wtedy zorientowałem się że razem z Nicole stoimy na ulicy.
- To co.. może się przejdziemy do parku? - zaproponowałem niezbyt pewnie
- No okej... chyba to dobry pomysł. - odpowiedziała udając obojętność.
Weszliśmy na chodnik i ruszyliśmy w stronę pobliskiego parku. Nie rozmawialiśmy ze sobą. Chciałem żeby to ona zaczęła rozmowe ale chyba ona myślała dokładnie o tym samym, tyle że na odwrót. Czułem się bardzo nieswojo. Szedłem ze swoją dziewczyną, z którą zawsze się bardzo dobrze dogadywaliśmy, nic do siebie nie mówiąc, to było bardzo sztywne i niezręczne.
Po 5 minutach doszliśmy do parku , był dość pusty, praktycznie zero ludzi co było niespotykane w taką pogodę. Podjąłem decyzje że wkońcu trzeba zacząć rozmowę.
- No to... co robiłaś ostatni tydzień?
- A nic szczególnego... właściwie to nic, ale dosłownie chwile temu usłyszałam że byłeś w szpitalu.. co się stało?
- To nieważne, wyszedłem cały i zdrowy.
- I to się liczy najbardziej...
Spojrzała mi w oczy.
- Przepraszam...
- Za co? - zapytałem szybko
- Mogłam nic nie mówić... każdemu się zdarza zapomnieć.. jeszcze napewno byłeś zdenerwowany i zestresowany bo miałam przyjechać do Ciebie a mnie nie było - miała łzy w oczach - To moja wina,
- To ani troche nie jest twoja wina Nicole - patrzałem jej prosto w oczy - Ja mimo wszystko powinienem pamiętać o rocznicy, o takich rzeczach się pamięta.
- No tak, ale... - była bliska płaczu - Ohh cały tydzień myślałam tylko o Tobie, nie wiedziałam co robić... Tęskniłam bardzo.
- Też tęskniłem Nicole... nawet nie wiesz jaki cięzki był ten tydzień dla mnie.
- Dla mnie też - podniosła głowę i spojrzała na mnie jej cudnymi oczami - nie kłóćmy się już nigdy więcej dobrze? - zapytała
- Nigdy.
Nasze usta w ułamku sekundy połączyły się. Tak bardzo za tym tęskniłem...
Oderwaliśmy się od siebie i powiedziałem:
- Kocham Cię
- Nigdy mnie nie zostawiaj.
- Obiecuję.
Dałem jej buziaka w usta złapałem za rękę i zapytałem:
- To co teraz? Może jednak pójdziemy do kawiarni?
- Możemy iść - uśmiechnęła się do mnie
Po drodze zachowywaliśmy się jakby nic się nie stało. Znowu smialiśmy się, żartowaliśmy, całowaliśmy co chwile, znowu było cudownie. Tak bardzo tęskniłem za jej uśmiechniętą buźką, że gdy tylko ją widziałem musiałem ją przytulić lub pocałować, to niewiarygodne jak bardzo jesteśmy do siebie przywiązani, sam nie wiem jak ja mogłem wytrzymać tydzień bez niej.
Siedząc w kawiarni całkowicie straciliśmy poczucie czasu. Zdążyłem jej opowiedzieć jak doszło do wypadku, co robiłem w szpitalu, a ona opowiedziała co się działo w szkole. Kiedy zorientowałem się że jest już 19.00 i właściciel knajpy nas grzecznie z niej wyprosił mówiąc że nie możemy tak długo siedzieć bo zajmujemy miejsca innym klientom, mimo że cała salka była pusta, poszliśmy jeszcze na spacer wzdłóż ulicy. Słońce już zachodziło co sprzyjało atmosferze tej chwili. Pocałowałem ja po raz setny tego dnia i się pożegnaliśmy.
- No to może do jutra? - zapytała
- Bardzo chętnie - odpowiedziałem uśmiechając się do niej - Zabiore Cie w pewne miejsce.
Ruszyli i po chwili nie było ich już widać. Wtedy zorientowałem się że razem z Nicole stoimy na ulicy.
- To co.. może się przejdziemy do parku? - zaproponowałem niezbyt pewnie
- No okej... chyba to dobry pomysł. - odpowiedziała udając obojętność.
Weszliśmy na chodnik i ruszyliśmy w stronę pobliskiego parku. Nie rozmawialiśmy ze sobą. Chciałem żeby to ona zaczęła rozmowe ale chyba ona myślała dokładnie o tym samym, tyle że na odwrót. Czułem się bardzo nieswojo. Szedłem ze swoją dziewczyną, z którą zawsze się bardzo dobrze dogadywaliśmy, nic do siebie nie mówiąc, to było bardzo sztywne i niezręczne.
Po 5 minutach doszliśmy do parku , był dość pusty, praktycznie zero ludzi co było niespotykane w taką pogodę. Podjąłem decyzje że wkońcu trzeba zacząć rozmowę.
- No to... co robiłaś ostatni tydzień?
- A nic szczególnego... właściwie to nic, ale dosłownie chwile temu usłyszałam że byłeś w szpitalu.. co się stało?
- To nieważne, wyszedłem cały i zdrowy.
- I to się liczy najbardziej...
Spojrzała mi w oczy.
- Przepraszam...
- Za co? - zapytałem szybko
- Mogłam nic nie mówić... każdemu się zdarza zapomnieć.. jeszcze napewno byłeś zdenerwowany i zestresowany bo miałam przyjechać do Ciebie a mnie nie było - miała łzy w oczach - To moja wina,
- To ani troche nie jest twoja wina Nicole - patrzałem jej prosto w oczy - Ja mimo wszystko powinienem pamiętać o rocznicy, o takich rzeczach się pamięta.
- No tak, ale... - była bliska płaczu - Ohh cały tydzień myślałam tylko o Tobie, nie wiedziałam co robić... Tęskniłam bardzo.
- Też tęskniłem Nicole... nawet nie wiesz jaki cięzki był ten tydzień dla mnie.
- Dla mnie też - podniosła głowę i spojrzała na mnie jej cudnymi oczami - nie kłóćmy się już nigdy więcej dobrze? - zapytała
- Nigdy.
Nasze usta w ułamku sekundy połączyły się. Tak bardzo za tym tęskniłem...
Oderwaliśmy się od siebie i powiedziałem:
- Kocham Cię
- Nigdy mnie nie zostawiaj.
- Obiecuję.
Dałem jej buziaka w usta złapałem za rękę i zapytałem:
- To co teraz? Może jednak pójdziemy do kawiarni?
- Możemy iść - uśmiechnęła się do mnie
Po drodze zachowywaliśmy się jakby nic się nie stało. Znowu smialiśmy się, żartowaliśmy, całowaliśmy co chwile, znowu było cudownie. Tak bardzo tęskniłem za jej uśmiechniętą buźką, że gdy tylko ją widziałem musiałem ją przytulić lub pocałować, to niewiarygodne jak bardzo jesteśmy do siebie przywiązani, sam nie wiem jak ja mogłem wytrzymać tydzień bez niej.
Siedząc w kawiarni całkowicie straciliśmy poczucie czasu. Zdążyłem jej opowiedzieć jak doszło do wypadku, co robiłem w szpitalu, a ona opowiedziała co się działo w szkole. Kiedy zorientowałem się że jest już 19.00 i właściciel knajpy nas grzecznie z niej wyprosił mówiąc że nie możemy tak długo siedzieć bo zajmujemy miejsca innym klientom, mimo że cała salka była pusta, poszliśmy jeszcze na spacer wzdłóż ulicy. Słońce już zachodziło co sprzyjało atmosferze tej chwili. Pocałowałem ja po raz setny tego dnia i się pożegnaliśmy.
- No to może do jutra? - zapytała
- Bardzo chętnie - odpowiedziałem uśmiechając się do niej - Zabiore Cie w pewne miejsce.
jak słodko *.*
OdpowiedzUsuń*.*
OdpowiedzUsuńJeju *.* umiesz pisać
OdpowiedzUsuń