piątek, 27 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 7


    Wróciłem do domu 20 minut później. Po wejściu od razu poznałem że rodzice już śpią bo wszędzie było ciemno i całkowicie cicho. Poszedłem przez korytarz i na górę po schodach. Gdy wszedłem do mojego pokoju zorientowałem się że cały czas się uśmiecham. 
- Cudowny dzień - powiedziałem sam do siebie i upadłem na łóżko.
Leżałem na plecach jakieś 5 minut i wspominałem cały dzisiejszy dzień, który był taki cudowny... czułem się jakbym nie widział jej od wieków a nie widzieliśmy się zaledwie tydzień... AŻ tydzień.
Z tymi myślami odpłynąłem. 
    Najpierw usłyszałem dwa głosy, damski i męski. To były głosy moich rodziców, śmiali się z czegoś. Powoli zacząłem widzieć obraz. Jechali samochodem po ciemnej drodze, tata kierował a mama siedziała obok niego. Widziałem i słyszałem już wszystko wyraźnie. Śpiewali głośno do muzyki z lat 80-tych lecącej w radiu. Po chwili piosenka się skończyła i włączyła się jakaś ballada. Nagle obydwoje się uspokoili. Moja mama popatrzała na tatę ze łzami w oczach a on spojrzał na nią. Dopiero wtedy zobaczyłem jego twarz.
Twarzy w sumie nie było widać, zakrywała ją krew, lejąca się z jego oczów i ust. Chciałem krzyknąć ale nie wydobył się ze mnie żaden dźwięk. Spojrzałem na mamę - płakała jeszcze bardziej ale już nie patrzała na męża.
- Mamo, mamo, co się dzieje?! - krzyknąłem ale znowu żaden dźwięk się ze mnie nie wydobył.
Mama schowała twarz za rękoma i płakała. Wysiliłem się i spojrzałem na tatę. Leżał na swoim miejscu głową do góry, nieprzytomny? Chwila... ale kto kieruje teraz samochód?
Spojrzałem na przednią szybę auta. Zanim zdążyłem zareagować dwa światła jadące prosto na nas były za blisko. Usłyszałem krzyk, trzask...
Obudziłem się w moim pokoju cały zlany potem. Nie mogąc wyrównać oddechu wstałem trzęsąc się i wyszedłem powoli z pokoju. Dom był nadal cichy, udałem się w stronę sypialni rodziców, znajdującej się w drugim końcu domu. Zszedłem znowu po schodach na dół, przeszedłem przez korytarz, kuchnię, salon i znalazłem się na korytarzu na końcu którego były drzwi do ich sypialni. Zatrzymałem się. Przecież to był jakiś głupi sen, głupi koszmar, niepotrzebnie będę ich budzić żeby sprawdzić czy wszystko w porządku. Zawróciłem i już wchodziłem do salonu kiedy coś się we mnie odezwało. Znowu się odwróciłem i tym razem biegiem rzuciłem się w stronę drzwi od ich sypialni. Zatrzymałem się dopiero o krok przed nimi. Wyciągnąłem rękę żeby je otworzyć, po 5 sekundach trzymania klamki nacisnąłem i otworzyłem. Wszedłem do środka.
- Mamo? - zapytałem - Tato?
Zapaliłem światło. W tym samym momencie łzy napłynęły mi do oczu. 
W pokoju nie było nikogo. 
Stałem jak sparaliżowany przez jakąś minute. Po chwili się opanowałem i puściłem się biegiem w stronę mojego pokoju. Dopadłem telefon leżący na moim łóżku i trzęsącymi się rękami wybrałem numer do mojej mamy i zadzwoniłem.
- Abonament jest chwilowo niedostępny. Prosimy zadzwonić później...
Rozłączyłem i wybrałem numer do taty. Usłyszałem sygnał i wstrzymałem oddech zaciskając oczy żeby powstrzymać łzy strachu. Spojrzałem na zegar, dochodziła północ.
Trzeci sygnał....piąty sygnał.... nie odebrał.
Rzuciłem się na łózko kompletnie nie wiedząc co robić, nie mogłem nic zrozumieć... przecież to tylko sen, na pewno jest wszystko w porządku, może pojechali do kina na seans nocny i mają wyłączone i wyciszone telefony.
- Idź spać Ryan - powiedziałem sam do siebie - rano wstaniesz obudzony jak zawsze przez mamę a w kuchni będzie czekał tata ze śniadaniem.
Zamknąłem oczy, jednak zanim zanim zdążyłem się uspokoić zadzwonił telefon. Zerwałem się szybko na nogi. Dzwoniła Nicole, odebrałem:
- Kochanie zostań w domu, nigdzie nie wychodź, zaraz będę u Ciebie. Kocham Cię.
- Ale co...
nie dokończyłem bo się rozłączyła.

Po pięciu minutach usłyszałem dzwonek do drzwi, czekając przy nich otwarłem je natychmiast i poczułem jak Nicole mi się rzuca na szyję. Czując jej słodkie perfumy i ciało, które tak kocham od razu zostałem uspokojony.
Popatrzyła się na mnie ze łzami w oczach.
- Nicole.. o co chodzi? - zapytałem ze strachem
- Musimy gdzieś pojechać. - odpowiedziała patrząc się na mnie smutnym wzrokiem
- Możesz mi powiedzieć co się dzieje?! - prawie krzyknąłem kompletnie nie mając pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
- Kochanie, spokojnie. Dzwoniła do mnie twoja mama, muszę cię gdzieś zabrać.
- Czemu nie zadzwoniła do mnie? - zapytałem zdziwiony
- Bo nie miała siły z tobą rozmawiać
- Nie rozumiem...
- Nie musisz, ale mam cie tam zabrać. Wszystko będzie dobrze ok? - powiedziała zatroskanym głosem po czym podeszła do mnie i pocałowała mnie.
- Ok, jedźmy - powiedziałem gdy skończyliśmy pocałunek.

czwartek, 26 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 6





- Jak dobrze w końcu wyjść ze szpitala.... - powiedziałem rozwalając się na tylnich siedzeniach auta.
Rodzice odebrali mnie pół godziny temu. Jade teraz z nimi samochodem do kawiarni na moje ulubione lody, w końcu jest cudowna pogoda, taka jaka powinna być w czerwcu. Tak to już czerwiec... za niedługo zakończenie szkoły, nareszcie znowu dwa miesiące wolnego, trzeba będzie wykorzystać ten czas tak jak się powinno, najlepiej z KIMŚ.  I znowu to, ciągle sobie o niej przypominam, ale to dobrze, wyszedłem ze szpitala więc teraz będę już musiał z nią pogadać
- JEREMY STÓJ !!! - krzyknęła niespodziewanie mama
Uderzyłem głową w przednie siedzenie gdy tata z piskiem zachamował. Lekko mnie to ogłuszyło ale po chwili podniosłem głowe i spojrzałem co się stało.
- O patrz Ryan, to Nicole.
Wytrzeszczyłem oczy. Przed autem stała jak wryta Nicole patrząc się na mnie przez przednią szybe auta.
Mama otworzyła drzwi i wybiegła do niej. Ja nadal siedziałem i wolałem tego nie zmieniać.
- Nic ci się nie stało kochaniutka? - usłyszałem jak moja mama pyta Nicole
- Nie nic.. to moja wina,... nie spojrzałam się gdy wchodziłam na droge, przepraszam... - odpowiedziała bardzo zszokowanym głosem robiąc krótkie przerwy na pozbieranie myśli pomiędzy każdym słowem
- Może masz ochote iść z nami do kawiarni? Zabieramy Ryan'a na lody po szpitalu.
- Yymmm...- zająkała się - Nie wiem... może kiedy indziej...
- No nie daj się prosić - przeciągała mama - chodź z nami !
- Emm... no dobrze - odpowiedziała dziewczyna odwracając wzrok od Ryan'a na mame i sztucznie uśmiechając się.
Postanowiłem w końcu coś zrobić. Wysiadłem z auta.
- Mamo - powiedziałem - może zmienimy plany? Chciałbym się przejść z Nicole na spacer.
- Ale mieliśmy wspólnie spędzić popołudnie... - zmarkotniała mama
Podszedłem do niej i dałem buziaka w czoło.
- Kocham Was, ale kiedy indziej, naprawde. Chcę spędzić trochę czasu z Nicole.
- No dobrze... - powiedziała ruszajac w strone samochodu - no to bawcie się dobrze - wsiadła do samochodu - Jeremy jedziemy do domu.
Ruszyli i po chwili nie było ich już widać. Wtedy zorientowałem się że razem z Nicole stoimy na ulicy.
- To co.. może się przejdziemy do parku? - zaproponowałem niezbyt pewnie
- No okej... chyba to dobry pomysł. - odpowiedziała udając obojętność.
Weszliśmy na chodnik i ruszyliśmy w stronę pobliskiego parku. Nie rozmawialiśmy ze sobą. Chciałem żeby to ona zaczęła rozmowe ale chyba ona myślała dokładnie o tym samym, tyle że na odwrót. Czułem się bardzo nieswojo. Szedłem ze swoją dziewczyną, z którą zawsze się bardzo dobrze dogadywaliśmy, nic do siebie nie mówiąc, to było bardzo sztywne i niezręczne.
Po 5 minutach doszliśmy do parku , był dość pusty, praktycznie zero ludzi co było niespotykane w taką pogodę. Podjąłem decyzje że wkońcu trzeba zacząć rozmowę.
- No to... co robiłaś ostatni tydzień?
- A nic szczególnego... właściwie to nic, ale dosłownie chwile temu usłyszałam że byłeś w szpitalu.. co się stało?
- To nieważne, wyszedłem cały i zdrowy.
- I to się liczy najbardziej...
Spojrzała mi w oczy.
- Przepraszam...
- Za co? - zapytałem szybko
- Mogłam nic nie mówić... każdemu się zdarza zapomnieć.. jeszcze napewno byłeś zdenerwowany i zestresowany bo miałam przyjechać do Ciebie a mnie nie było - miała łzy w oczach - To moja wina,
- To ani troche nie jest twoja wina Nicole - patrzałem jej prosto w oczy - Ja mimo wszystko powinienem pamiętać o rocznicy, o takich rzeczach się pamięta.
- No tak, ale... - była bliska płaczu - Ohh cały tydzień myślałam tylko o Tobie, nie wiedziałam co robić... Tęskniłam bardzo.
- Też tęskniłem Nicole... nawet nie wiesz jaki cięzki był ten tydzień dla mnie.
- Dla mnie też - podniosła głowę i spojrzała na mnie jej cudnymi oczami - nie kłóćmy się już nigdy więcej dobrze? - zapytała
- Nigdy.
Nasze usta w ułamku sekundy połączyły się. Tak bardzo za tym tęskniłem...
Oderwaliśmy się od siebie i powiedziałem:
- Kocham Cię
- Nigdy mnie nie zostawiaj.
- Obiecuję.
Dałem jej buziaka w usta złapałem za rękę i zapytałem:
- To co teraz? Może jednak pójdziemy do kawiarni?
- Możemy iść - uśmiechnęła się do mnie

Po drodze zachowywaliśmy się jakby nic się nie stało. Znowu smialiśmy się, żartowaliśmy, całowaliśmy co chwile, znowu było cudownie. Tak bardzo tęskniłem za jej uśmiechniętą buźką, że gdy tylko ją widziałem musiałem ją przytulić lub pocałować, to niewiarygodne jak bardzo jesteśmy do siebie przywiązani, sam nie wiem jak ja mogłem wytrzymać tydzień bez niej.
Siedząc w kawiarni całkowicie straciliśmy poczucie czasu. Zdążyłem jej opowiedzieć jak doszło do wypadku, co robiłem w szpitalu, a ona opowiedziała co się działo w szkole. Kiedy zorientowałem się że jest już 19.00 i właściciel knajpy nas grzecznie z niej wyprosił mówiąc że nie możemy tak długo siedzieć bo zajmujemy miejsca innym klientom, mimo że cała salka była pusta, poszliśmy jeszcze na spacer wzdłóż ulicy. Słońce już zachodziło co sprzyjało atmosferze tej chwili. Pocałowałem ja po raz setny tego dnia i się pożegnaliśmy.
- No to może do jutra?  - zapytała
- Bardzo chętnie - odpowiedziałem uśmiechając się do niej - Zabiore Cie w pewne miejsce.

czwartek, 19 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 5
 
 
 
<perspektywa Nicole>
 
 
     Dzień jak co dzień, może tylko mała pustka w środku. Nieważne, jakoś to przeżyję, wiele już ciężkich chwil musiałam przeżyć, więc czemu mam nie dać rady tym razem? Oni zawsze tacy są.. przychodzą.. odchodzą.. zawsze to samo chyba zostanę lesbijką... tak, nie wyspałam się dzisiaj. W sumie cały tydzień chodzę nie wyspana, może to przez tą pustkę nie mogę spać ale co z tego? Zawsze tak jest, ja się do kogoś przywiązuje a ten ktoś odchodzi.
- Ojj przepraszam bardzo nie zauważyłam... - powiedziałam bezdusznie w strone pierwszaka, w którego właśnie weszłam zamyślając się. To mnie obudziło i wywnioskowałam że jestem w złej części szkoły. Za 3 minuty zaczyna się lekcja, musze się pośpieszyć bo kolejne spóźnienie w tym tygodniu nie ujdzie mi już na sucho...
- Kolejna raz spóźniona! Panienko tak nie można, jeszcze raz i będę zmuszony powiadomić o tym rodziców.
- Przepraszam panie profesorze... to już się nie powtórzy przyrzekam.
- Mam nadzieje że nie. Nicole masz najlepsze oceny, jesteś najlepsza w klasie, nie pozwól żeby spóźnienia zepsuły Ci dobrą opinie u nauczycieli.
- Tak wiem wiem tylko ostatnio po prostu nie mogę się na niczym skupić i... trochę za dużo nad tym myśle i zapominam się czasami.
- Chcesz o tym porozmawiać? - odrzekł lekko zdenerwowany nauczyciel - bo wiesz... ja....ja... ze mną.. zawsze można... po-porozmawiać... tak tak... zawsze!
- Nie, dziękuje, poradzę sobie sama.  odrzekła miło
- Bogu dzięki ! - niespodziewanie krzyknął profesor - to jest.. miałem mówić... dziękujmy Bogu za tak cudną pogodę ! Może wyjdzie panienka na dwór i wykorzysta przerwę ?
Tak jak zechciał wyszłam na zewnątrz, przed szkołę, może to był dobry pomysł bo pogoda naprawdę jest cudowna, wkońcu czuć tą spóźnioną wiosne...
Udałam się w stronę parku. Znowu wpadłam w stan zamysłu, co ostatnio zdarza mi się ZBYT często.
Co by było gdyby.... same myśli tego typu... gdybym darowała sobie i nic nie mówiła tylko dalej pozwoliła mu kontynuować. Wtedy nadal byłoby dobrze. To tylko rocznica, każdy mógł zapomnieć... nie o była nasza pierwsza rocznica, powinien o tym pamiętać.
Od strony szkoły usłyszałam krótki dzwonek.
- Co to już...? - mruknęłam sama do siebie i szybko zwróciłam. Nawet nie zdawałam sobie z prawy że tak daleko zaszłam w ten park.
 
 
 
    Po szkole zmęczona dniem wstąpiłam do kawiarni. Nie było zbyt dużego wyboru a dla mnie to był  sumie obojętne więc zamówiłam największą kawę. sidłam pry stoliku naprzeciwko drzwi wejściowych i czekałam aż kelnerka przyniesie mi zmówienie. Nagle telefon zawibrował mi w kieszeni co oznaczało że dostałam sms'a. Wyjęłam go i odczytałam wiadomość. Napisał do mnie mój przyjaciel, którego poznałam jakoś ponad tydzień temu. Dotąd nie spotykaliśmy się nigdzie i w sumie nie rozmawialiśmy bardzo dużo, bo głupio się czułam wiedząc że Ryan będzie zazdrosny. Treść sms'a brzmiała tak:
 
Cześć Nicole;* Może masz ochotę się spotkać?
Jestem cały dzień w centrum więc jak chcesz to wpadaj do kawiarni.
Odpisz szybko :)
 
Zaskoczył mnie zbieg okoliczności że właśnie tu jestem...Spotkać się z nim? A co powie Ryan...a no tak, nie powie nic bo się nie odzywamy. OK.
Odpiałam:
 
 
Zbieg okoliczności - właśnie czekam tutaj na kawę.
Zapraszam szybko!
 
 
Nie czekałam dłużej niż 7 minut a drzwi od kawiarni otworzyły się i wszedł Patric. Szybko mnie znalazł i dosiadł się uśmiechając się przyjacielsko.
- Cześć Nicole
- Hej Patric
- Co u Ciebie słychać? Ostatnio nie było okazji żeby pogadać - zapytał Patric
- No tak szczerze to nie jest najlepiej... jak wiesz pokłóciłam się z Ryan'em i...
- Pokłóciłaś się z Ryan'em ?! - przerwał mi przyjaciel - nic nie wiedziałem opowiadaj !
- Ohh to troche głupie. ..naprawę... Nie odzywamy się już około tydzień. To moja wina przesadziłam ! - odpowiedziałam rumieniąc się.
- Ale chyba go kochasz prawda? To jeśli to twoja wina powinnaś ty coś z tym zrobić, tak sądze -odpowiedział
- No niby tak... masz raje chyba musze skończyć tą dziecinadę i pogadać z nim.
- No nie wiem czy ci się uda, nie wiadomo w jakim jst stane po wypadku, może...
- CO?! PO CZYM?!
- Nicole spokojnie.. jak to, ty nic nie słyszałaś?
- CZEGO NIE SŁYSZAŁAM?!
- No...mylałem ze wiesz że Ryan miał wypadek samochodowy i leży w szpitalu od paru dni.. Nicole a ty gdzie...
    
      Nie słyszałam już go bo byłam za drzwiami kwiarni w drodze do samochodu.

czwartek, 12 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 4

Jakieś światło...
Otworzyłem oczy. Pierwsze co zobaczyłem to nic, bo ktoś mi świecił latarką prosto do oka więc zamknąłem je z powrotem.
- Słyszy mnie Pan?
Otworzyłem oczy ponownie. Tym razem już nikt mi nie świecił do oka latarką, ale światło w pomieszczeniu, w którym się znajdowałem było i tak dość mocne, więc moje oczy przyzwyczaiły się dopiero po chwili. Wtedy zorientowałem się gdzie jestem.
Podniosłem lekko głowę, która wydawała się być dużo cięższa niż zwykle. Znajdowałem się w sali z białymi ścianami, w kształcie długiego prostokąta, po moich bokach były ustawione zasłonki odgradzające mnie od innych leżących w sali szpitalnej.
Nade mną stał doktor, czarnoskóry pan w średnim wieku, ok. 40 lat, z kilkudniowym zarostem na twarzy. Patrzył na mnie i mówił coś, lecz z początku go nie słuchałem.... co a tu robię?
- Witaj wśród żywych - powiedział czarnoskóry uśmiechając się.
- Co ja tu robię? - zapytałem słabym głosem
- Miałeś wypadek samochodowy - zaczął doktor przerzucając kartko w swojej teczce -  3 dni temu jechałeś samochodem, najprawdopodobniej zgapiłeś się lub przysnąłeś i z lewej strony uderzyła w ciebie ciężarówka. Szczerze powiedziawszy gdy Cię tu przywieźli i usłyszałem co się z Tobą stało myślałem że będzie gorzej, ale nie było tak źle - odpowiedział znów uśmiechają się do mnie.
- Miałem wypadek? Ale.... - zatrzymałem się jakby mnie coś uderzyło - NICOLE - zawołałem i gwałtownie wstałem z łózka - Musze do niej jechać.
W momencie postawienia drugiej nogi na podłodze zachwiałem się i znów upadłem na łóżko.
- Jesteś osłabiony - powiedział doktor - byłeś nieprzytomny od 3 dni, musisz ponownie nabrać sił. Pod koniec tygodnia wyjdziesz ze szpitala.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale" - przerwał mi stanowczo jednak bez agresji - a teraz cię opuszczę, twoi rodzice czekają na korytarzu i na pewno chcieliby z tobą porozmawiać.
Nie czekając na odpowiedź odwrócił się i wyszedł. Opadłem na poduszki układając w głowie myśli. Wspomnienia z tamtego wieczoru wracały.. tak to jednak jest prawda.
Drzwi od sali się otworzyły i weszli moi rodzice z zatroskanymi minami na twarzy. Poczułem dziwne uczucie tęsknoty za nimi, niby to był dla mnie jeden krótki sen a jednak minęły 3 dni odkąd ostatni raz z nimi rozmawiałem. Uśmiechnałem się do nich gdy podchodzili do mojego łóżka. Mama miała łzy w oczach i natychmiast mnie przytuliła, jest taka kochana... Teraz podszedł tata z miną z której ciężko było powiedzieć czy cieszy się że odzyskałem przytomność czy..
- SYNU, WIESZ ILE KOSZTOWAŁO MNIE I MAME TO AUTO ?!
- Uspokój się Jeremy ! - krzyknęła na niego mama.
- Oj... tylko żartuje - odrzekł i przytulił mnie
Obydwoje usiedli w nogach mojego łóżka.
- Przepraszam Was... na pewno się na mnie zawiedliście... wiem tato że to było twoje ulubione auto, ale naprawdę nie chciałem, obiecuje że zrobię wszystko żeby oddać ci pieniądze na naprawę. Kocham Was tak mocno!
Podniosłem się i przytuliłem ich oboje.
- Nie rozmawiajmy teraz o tym - rzekła mama -najważniejsze jest że nic poważnego ci się nie stało i żyjesz.
- No właśnie... - zacząłem - a co właściwie mi się stało ?
- Masz niewielki uraz mózgu i niezłe siniaki na nodze i brzuchu. Poza tym wszystko jest okej, nic ci nie będzie. - powiedział tata
- I co teraz?
- Zostaniesz w szpitalu do końca tygodnia, a potem wrócisz do domu. - powiedziała mama kochanym głosem.




Reszta tygodnia w szpitale minęła nawet dobrze. Zapoznałem się z chłopcem o dwa lata młodszym ode mnie, spędzaliśmy razem dużo czasu na denerwowaniu pielęgniarek i graniu w gry planszowe na świetlicy. Obiady były okropne więc raczej chodziliśmy do skepu szpitalnego, kupowaliśmy bułki i dżem i to nam starczyło.
Rodzice odwiedzali mnie codziennie wieczorem, zawsze było mi bardzo miło, lecz nie mogliśmy spędzać wiele czasu razem - są bardzo zajęci. Tata ma swoją firmę, wytwórnie płytową a mama jest jego pracowniczką, namawia wielkie światowe sławy na wydanie płyty właśnie u nich. Przez tonie mają dla mnie wiele czasu, ale już się przyzwyczaiłem.

wtorek, 10 grudnia 2013

ROZDZIAŁ III

Po raz kolejny tego dnia doznałem szoku. Jak mogłem zapomnieć?! Nie.. to się nie mogło stać. Wsiądę w samochód, pojadę do domu, pójdę spać i jak wstanę wszystko będzie tak jak dawniej.... tak, dokładnie... tak jak dawniej wszystko będzie w całkowitym porządku.
- Kogo ty chcesz oszukać? - zapytał wyraźny głos w mojej głowie.
- Może i racja... - odpowiedziałem sam do siebie jadąc autem przez ciemną już miejscowość.
Taak... nie mogę sam siebie oszukiwać. Stało się, zapomniałem o naszej rocznicy. Najgorszy dzień w życiu?
Pomyślmy...
Pierwszy dzień w gimnazjum: zostałem pobity za to że miałem koszule w spodniach i okulary na nosie.

W drugiej klasie poszedłem do dyrektora za zniszczenie sedesu, do którego trzecio-klasiści wpychali mi głowę za co dostałem kare pieniężną i szlaban od rodziców na miesiąc.

Na trzecim roku, gdy wyszedłem przed całą szkolę aby odebrać dyplom ukończenia gimnazjum spadły mi spodnie.

Rozpoczęcie szkoły średniej.... szkoda gadać - jeszcze gorzej niż w gimnazjum.

Nawet gdy chciałem zerwać z opinią kujona i zrobić imprezę to przyszli tylko moi znajomi. W dodatku rodzice weszli do domu około północy, wygonili znajomych a mi się dostało szlaban na miesiąc bez komputera.

Tak więc moje życie nigdy nie było kolorowe, jednak mimo wszystko to dzisiejszy dzień uznam za najgorszy w moim życiu. Nicole jest dla mnie po prostu WSZYSTKIM i rok temu przyrzekłem sobie że nigdy jej nie skrzywdzę i nigdy jej nie stracę...
Sygnał klaksonu ciężarówki, światła - ostatnie co zobaczyłem i usłyszałem... zapadłem się w ciemność... jeszcze przez chwile słyszałem lub czułem jak moje auto dachuje.... po krótkiej chwili ciemność.. nie czułem już nic.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

ROZDZIAŁ II

Uderzył mnie z początku olepiający blask. W porównaniu podobny do tego z wcześniejszych korytarzy, jednak dziesiatki razy mocniejszy. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do mocniejszego światła zobaczyłem co się stało w pokoju. Świece, świece dosłownie wszędzie a do tego cała podłoga była w płatkach róż. To był niesamowity widok, coś pięknego... ale po co to wszystko?
Ten widok zrobił na mnie takie wrażenie że dopiero na końcu ujrzałem osobe leżącą na łóżku. W blasku ognia od świec widziałem jej idealne policzki, te które całuje milion razy dziennie, na przywitanie, na pożegnanie a także bez powodu. Usmichała się do mnie ja to odwzajemniłem. podchodząc bliżej uważajac na swiece dostrzegłem już wyraźnie że jest bez ubrań, jedyne co ma na sobie to czerwony stanik i stringi tego samego koloru. Podszedłem do łóżka, usiadłem na nim klęcząc na kolanach. Oparłem się rękoma o łózka, zniżyłem głowe w jej strona a ona się lekko do mnie uniosła po to aby po chwili zetknęły się nasze usta i połączyły w delikatnym pocałunku. Uczucie towarzyszące mi przy tym są nie do opisania, czułem jakbym się rozpływał w pocałunku z nią, nic nie było już ważne, żadnych troska żadnych zmartwień, nic się nie liczyło, teraz byłem tylko ja i ona. Poczułem jak nie przerywając pocałunku Nicole zaczęla rozpinać mi guziki od koszuli zaczynając od góry. Gdy zdjęła mi koszule odepchnąłem ją i upadła plecami na łóżku. Delikatnie położyłem się na niej i dalej całowałem. Po krótkiej chwili obróciliśmy się i teraz to ona leżała na mnie. Nie przerywając pocałunku sięgnąłem ręką w kierunku jej pleców i delikatnym ale zdecydowanym ruchem odpiąłem jej stanik i rzuciłem go na podłoge. Chwile leżeliśmy w takiej pozycji kiedy poczułem że rozpina mi rozporek od sponi i wkłada w nie ręke. Wtedy oderwałem się od pocałunku. Spojrzała na mnie lekko wystraszona a ja powiedziałem:
- Jak ty to robisz?
- Robie co?
- Pobudzasz całe moje ciało... nigdy nie czułem się tak dobrze jak za każdym razem z Tobą. Jesteś po prostu niesamowita
I znowu zaczeliśmy pocałunek bez końca. Nie wiem nawet kiedy nie miałem już na sobie spodni a ona była całkowicie naga, wtedy uznałem że trzeba zacząć działać konkretnie. Oderwalem się od niej, a ona jakby wiedziała co zamierzam zrobić polożyła się na plecach czekając. Wtedy połozyłem się w jej nogach trzymając ją za piersi, gdy zacząłem to robić wbijała paznokcie w moje ramiona co mnie jeszcze bardziej pobudzało, mógłbym tak bez konca i jak sądze ona też. Z tych emocji nie usłyszałem co do mnie powiedziała, przestałem na chwile.
- Mówiłaś coś skarbie?
- Tak... dziękuje za cudowny prezent rocznicowy.
- co?
- no bo dzisiaj nasza pierwsza rocznica, jestemy od roku razem !
- Aaa...no.. tak... to naprawde niesamowite ! - zacząłem się jąkać
- Chyba nie zapomniałeś? - zapytała ze złością
- Nie.. no... może troszkeee... - nie wiedziałem co mam powiedzieć
- Dobra.. możesz się ubierać.
- Co? ale my dopiero...
- UBIERAJ SIĘ POWIEDZIAŁAM. - przerwała mi - nie chce Cie już dzis widzieć.

ROZDZIAŁ I

Powoli dochodziła 19.00, już za chwile w drzwiach przez które 10 minut temu wyszli moi rodzice pojawi się ona. Nie wiem jak udało mi się w 10 minut wszystko przygotować, chyba nic nie przeoczyłem.... nie, jest idealnie. Ostatni przegląd w lustrze - wszystko ok, włosy równo ułożone, koszula troszke pognieciona i rozpięty ostatni guzik. Wszystko jest DOBRZE.
Wybiła 19:00, zacząłem się denerwować z oczywistych przyczyn - będziemy sami w domu więc może być niezręcznie, musze się wyluzować i być sobą. Już pięć minut temu powinna być... co jest... ona nigdy się nie spóźnia. Wzorowa uczennica ze 100% frekwencją nienaruszoną od perwszej podstawówki nagle się spóźnia? W sumie każdemu się zdarza, poczekam jeszcze 10 minut.
19:20 nadal cisza, żadnego pukania do drzwi, żadnego dzwonka, żadnego warkotu silnika samochodu, którym miała przyjechać. Coś tu nie gra... zadzwonie do niej.
Ledwo sięgnąłem po telefon, jak na zawołanie, zadzwonił. To ona, bez zastanowienia odebrałem, nie wiedząc czy czuje złość z powodu spóźnienia czy może strach z troski o niej. Zanim zdołałem coś powiedzieć usłyszałem pisk dochodzący z telefonu i krótkie słowo "dom", po czym połączenie zostało zerwane.
Pierwsze co poczułem to paraliż. Kompletny paraliż. Nie mogłem się ruszyć nie wiedząc co to wszystko znaczy. Trwało to może ułamek sekundy i nawet sam nie wiedząc kiedy wybiegłem z domu zabierając po drodze kluczyki z komody i wsiadłem do auta. 
10 minut później wjeżdzałem już pod jej dom, nawet nie wiem jak szybko minęło te 10 minut - nadal jestem w szoku i nie mam pojęcia o co tutaj chodzi. Wysiadłem z samochodu i ogarnąłem jej bogaty dom oczami. Wszystko wyglądało normalnie : ogromny dom porównywany w okolice do "białego domu" przez wielkość i ogromne kolumny na potężnym wejsciu do środku. Wydawało mi się że przez okna dostrzegałem lekkie światło, nie wychodzące od żadnych lamp czy żyrandoli. Wbiegłem po marmurowych schodach pod drzwi, zapukałem mocno i czekałem. nic. zapukałem jeszcze raz.nadal nic. Zadzwoniłem - bez skutku, nikt nie otwierał. Nie wiedziałem co robić przecierając czoło od potu kóre jak myśle było spocone ze stresu rozejrzałem się znowu, po prawej stronie zobaczyłem uchylone okno do sypialni jej rodziców. Nie zastanawiałem się nad niczym, po prostu wskoczyłem sprytnie na parapet i wslizgnąłem się przez ochylone okno. Zeskoczyłem na podłoge nie robiąc przy tym hałasu. Sypialnia była pusta, więc wyszedłem z niej na korytarz. To co zobaczyłem było dla mnie lekkim zaskoczeniem: wzdłóz korytarza były poukładane świece jedna za drugą w odstępach ok. metra. Nie myślałem nad niczym poszedłem wzdłóż nich. Korytarz ciągnął się dosyc długo po czym nastąpiły ogromne schody, na których stopniach podobnie były poukładane świece. Powoli wszedłem na górne piętro i rozejrzałem się. Szlak ze świec prowadził do sypialni Nicole, Podszedłem do nich i stanowczym ruchem szarpnąłem za klamke otwierajac drzwi.