ROZDZIAŁ 8
Zajęło mi dwie minuty wzięcie kurtki z pokoju i wrócenie do drzwi. W tym czasie nawiedzały mnie okropne myśli, które starałem się nie dopuszczać do świadomości. "Dziwne to wszystko, przecież to był sen, więc to nie mogła być prawda..." tłumaczyłem sobie w myślach.
- No to gdzie jedziemy? - zapytałem schodząc ze schodów i widząc czekającą na mnie w drzwiach Nicole
- No chodź szybko i po prostu nie zadawaj pytań, ja sama nic nie wiem naprawdę! - odpowiedziała
Złapała mnie za rękę i wyciągnęła z domu ciągnąc mnie w stronę samochodu zaparkowanego na podjeździe.
- Czekaj - powiedziałem muszę zamknąć drzwi.
Puściła mnie a ja podbiegłem do drzwi i zamknąłem je na klucz.
Odwróciłem się i widząc że już wsiada do auta pobiegłem w jej strone i siadłem na miejscu pasażera, obok kierowcy, którym była ona.
Minęła chwila i zapytałem:
- No to jedziemy?
- Tak, tak ...już - odpowiedziała i przekręciła kluczyk w stacyjce.
Wyjechaliśmy z podwórka i ruszyliśmy ulicą.Znowu zaczęły mnie nachodzić dziwne myśli, wszystkie straszne i wywołujące we mnie strach i dreszcze.
- Daleko jeszcze ? - zapytałem
- Już się zbliżamy... - odpowiedziała niewyraźnie
Minęło 10 minut gdy zatrzymaliśmy się na jakimś parkingu. Było dosyć ciemno więc nie mogłem się dowiedzieć gdzie jesteśmy. Nicole rozpięła pasy i wysiadła z samochodu.
- Chodź - powiedziała do mnie
Wysiadłem. Byliśmy na parkingu znajdującym się z tyłu jakiegoś potężnego budynku, z wieloma oknami, przez które było widać światło. Zakręciło mi się w głowie kiedy po chwili poznałem ten budynek. To był szpital, z którego ledwo dzisiaj wyszedłem.
- Nicole chyba nie... - zacząłem
- Nic nie mów, twoja mama na nas czeka , naprawdę ja nic nie wiem. - przerwała mi
Obeszliśmy budynek od drugiej strony i weszliśmy do środka. Nicole podeszła do informacji a ja się rozglądałem. Spędziłem tu ostatni tydzień i gdy wkońcu stąd wyszedłem w ten sam dzień tu wróciłem. Chyba mam jakiegoś pecha ostatnio...
Nicole wróciła do mnie, złapała mnie z rękę i spojrzała mi w oczy. Uśmiechnęła się lekko i sztucznie, jednak ten uśmiech troche mnie uspokoił. Poszliśmy wzdłóż korytarza i staneliśmy przy windzie czekając na nią. Po chwili nadjechała i gdy wsiedliśmy i Nicole wybrała 3 piętro drzwi się zasunęły i pojechaliśmy w górę. Napięcie we mnie rosło, bardzo się bałem tego czego za chwilę mogę się dowiedzieć, ale muszę być dobrej myśli. Piknięcie i drzwi rozsunęły się. Popatrzeliśmy z Nicole na siebie. Ona była równie przestraszona jak ja i oczekiwała że to ja wyjdę pierwszy, więc zrobiłem krok do przodu. Ledwo zdążyłem się rozejrzeć z siedzenia w pobliżu mnie wstała moja mama i podeszła do mnie. Przytuliła mnie bardzo mocno i spojrzała na mnie. Jej oczy łzawiły.
- Mamo, o co tutaj chodzi? Tacie się coś stało? - zapytałem czując jak łzy napływają mi do oczu.
- Chce Cię zobaczyć - odpowiedziała i pociągnęła mnie za sobą wzdłóż korytarza.
Doszliśmy do sali numer 6. Mama otworzyła drzwi i weszła do środka. Popatrzyłem się za mnie. Nicole usiadła na korytarzu. Wyczuła mój wzrok i spojrzała się na mnie. Wskazała mi głową żebym wszedł do środka. Odwróciłem się z powrotem i wszedłem do sali. Było tu 6 łóżek; 3 pod jedną ścianą i 3 pod drugą naprzeciw siebie. Wszystkie były puste oprócz tego jednego przy którym stała moja mama. Podszedłem do niej i zobaczyłem swojego ojca leżącego w łóżku. Spojrzał się na mnie. Podszedłem i go przytuliłem.
- Co się stało? - zapytałem gdy rozluźniliśmy uścisk i się wyprostowałem
Mama spojrzała się na mnie wciąż ze łzami w oczach i powiedziała:
- Gdy jechaliśmy z twoim ojcem samochodem... Jeremy zasłabł... na szczęście droga nie była ruchliwa i zdążyłem opanować samochód i zjechać na pobocze.
- Tato dlaczego zasłabłeś? - zapytałem. Nagłe zasłabnięcie musi mieć swój powód.
- Widzisz... -zaczął tata - mieliśmy Ci z mamą już dawno powiedzieć ale...
- Co powiedzieć ?!
- Spokojnie - kontynuował tata - to jeszcze chyba nic poważnego, ale jestem chory Ryan.
- Jak to chory? - zapytałem już nie panując nad łzami - Na co?
Zapadła cisza. Mama ukrywała swoją twarz w dłoniach, ja patrzyłem się to na nią to na tate. Po policzkach ciekły mi łzy.
- Mam nowotwór - powiedział nie patrząc się na mnie.
Upadłem na najbliższe krzesełko.
- Jak to? - zapytałem przez łzy wysokim głosem - to niemożliwe... przecież...wyzdrowiejesz prawda?
- Nic nie wiem Ryan. - odpowiedział
Położyłem moje dłonie na twarz. Całkowicie przestałem nad sobą panować i płakałem już coraz bardziej.
- Ale przecież... i co teraz będzie? - patrzyłem się to na mamę to na tatę.
- Damy rade... - odezwał się tata.
- Niby jak ?! - wybuchłem - NA TĄ CHOROBĘ SIĘ UMIERA... - wstałem i rzuciłem się na niego przytulając się. położyłem głowę na jego piersi nie panując nad łzami lęcącymi z moich oczu. On przytulił mnie tak mocno jakby się żegnał.
Rozmawiałem z rodzicami jakąś godzinę. Postanowiłem wyjść do Nicole i napić się kawy. Wyszedłem z sali zostawiając w niej rodziców i zamknąłem za sobą drzwi. Nicole siedząca w pobliżu podniosła głowę i spojrzała na mnie. Wstała i poczekała aż do niej podejdę.
- Chodź do kawiarni - zacząłem - napijemy się kawy
Łzy już mi nie leciały z oczu, jednak czułem że jestem nadal czerwony i widać że płakałem. Nicole też to zauważyła i kiedy usiedliśmy przy stoliku w kawiarence powiedziała:
- Jeśli nie chcesz jeszcze mi mówić o co chodzi to nie mów. Wiem że dzieje się coś poważnego ale szczegółów nie znam. Powiesz mi kiedy będziesz na tyle silny żeby...
- Tata jest chory na raka - przerwałem jej nie mogąc słuchać jej przemówienia.
Popatrzyła na mnie a jej oczy napełniły się łzami
- O Boże...- zaczęła
- Oh już daj spokój, wiem że ci przykro itd, odwiozłabyś mnie do domu?- zapytałem nie patrzac się na nią.
Spojrzała się na mnie oburzonym wzrokiem i wstała.
- okej, chodź.
I ruszyła w strone wyjścia z kawiarenki. Wstałem i poszedłem za nią. Nie wiem czemu zachowałem się troche chamsko w stosunku do niej, ale bardzo chce jak najszybciej zostać sam. Po za tym jestem bardzo śpiący, dużo się dzisiaj wydarzyło.
20 minut potem wjeżdżaliśmy już samochodem Nicole pod mój dom. Wysiadłem bez słowa i zamknąłem za sobą drzwi ale się opanowałem i otworzyłem drzwi od jej strony.
- Dobranoc kochanie - schyliłem się i dałem jej buziaka w usta - dziękuję że ze mną byłaś.
- Dobranoc - odpowiedziała, zamknęła drzwi i odjechała spod domu.
Świetne *-* Dalej <33
OdpowiedzUsuńsala numer 6
OdpowiedzUsuń6 lóżek
same 6 PRZUPADEGGG ?
Dawaj następny rozdział!!!♥
OdpowiedzUsuń